Reputacja
Spis treści |
Reputacja w sieci
Za słownikiem wyrazów obcych reputacja to (dobra) opinia (o kimś), renoma, (dobra) sława, (dobre) imię. Etymologicznie pochodzi ten wyraz od łacińskiego reputatio - 'rachuba; rozwaga' od reputare 'policzyć; ogarnąć myślą'. Kopaliński akurat w nawiasach dodaje przymiotnik dobra, nadając w domyśle temu pojęciu pozytywne znaczenie i tak w zasadzie powinno być.
W internecie reputacja to cecha przede wszystkim tożsamości seryjnych. Osoby anonimowe, w tym również posługujące się wieloma tożsamościami, mogą mieć problemy z ustaleniem się ich reputacji. Do wyrobienia sobie opinii na czyjś temat potrzebna jest ocena tej osoby, a ocena z kolei tworzy się m.in. na podstawie stałych danych, udostępnianych przez daną tożsamość.
Jak wiadomo, "w sieci nikt nie wie, że jesteś psem" [1]. Patrząc na to z drugiej strony, jeśli o jakiejś osobie nie jesteśmy w stanie zebrać żadnych danych - skąd mamy wiedzieć, że faktycznie nie jest psem? Ustalona reputacja pozwala na budowanie relacji między użytkownikami sieci.
Reputacja przede wszystkim określa jak godnym zaufania jest dany uczestnik społeczności, jakim społeczność go darzy szacunkiem, na ile jest pożądany w danej społeczności. Dobra reputacja oznacza - że jest godny zaufania i szacunku i pożądany przez społeczność, zła - wręcz przeciwnie.
Dążenie do utrzymania określonej reputacji (co do zasady dobrej) może być jednak przyczyną tworzenia pacynek, w takiej sytuacji, gdy dana osoba stwierdzi, że aby nie stracić reputacji związanej z jedną tożsamością, jakieś działania, które mogłyby jej reputację zmienić podejmie pod nową tożsamością.
Reputacja a kreacja osobowości (autora, podmiotu lirycznego)
Według mnie zmiana identyfikacji służy kreowaniu, określonej kreacji artystycznej, reputacja w tym przypadku, to całkiem inny plan. --az
- I tak, i nie. Można powiedzieć, że mamy tendencję do traktowania ogółu twórczości przypisanej temu samemu autorowi jako pewien uogólniony "tekst", który odczytujemy; w takim razie na reputację autora skłądają się jego utwory. Przykład: widząc pewien określony układ plam i linii, mogę pomyśleć "całkiem fajne, tylko szkoda, że taka jawna zrzynka z Miró" albo, jeżeli pod obrazem faktycznie podpisany jest Joan Miró, "typowy Miró, jest OK!" W pierwszym przypadku odnoszę wrażenie, że twórca X "podczepia się" pod reputację Joana Miró, w drugim - nowo poznany utwór niejako dołącza się do poprzednio postrzeganej reputacji, wzmacniając ją albo ewentualnie osłabiając.
- Zdarza się, rzeczywiście, że autor przystępuje do budowania kilku niezależnych reputacji (np. jako tłumacz Maciej Słomczyński i jako autor kryminałów Joe Alex), jednak w naszej kulturze jest to raczej wyjątek niż reguła.
- Różnicę między reputacją w sieci i reputacją autora widziałbym w tym, że zmiana tożsamości sieciowej często ma na celu "wyzerowanie" skojarzeń negatywnych (anty-reputacji?), a w przypadku autora i jego utworów raczej tak to nie działa. (Nie wydaje się, żeby Ricardo Reis chciał zatrzeć wrażenie, jakoby Alberto Caeiro był wieśniakiem). -- Miłosz B
Pozwól Miłoszu, że odniosę się do twojej wypowiedzi w taki sposób, gdyż jest całkowicie zgodny z tym co chciałam przekazać, otóż: cytując Uspieńskiego:
Piotr Demianowicz Uspieński[2]
-- az
Z przytoczoną analizą Gurdżijewa wypada się tylko zgodzić, współczesne teorie psychologiczne stawiają sprawę też jakoś podobnie. Dopowiem do tego, że wg mnie na odbiór dzieła sztuki składa się postrzeganie nie tylko samego utworu, ale też autora, autora w roli autora, można powiedzieć. (A może nawet autopercepcja samego odbiorcy w roli odbiorcy sztuki, ale to już następne zagadnienie). Stąd reputacja autora "ujmuje" albo "dodaje punktów" w ocenie konkretnego dzieła. Nie masz takiego wrażenia? -- Miłosz B
- Zgadzam się z powyższą obserwacją; rzeczywiście, to jest fakt, że postrzeganie przez nas danego autora ma wpływ na odbiór jego utworów/twórczości. -- Joanna B
- zgadzam się co do stwierdzenia Miłosza, że <<reputacja autora "ujmuje" albo "dodaje punktów" w ocenie konkretnego dzieła>> stąd też biorą się te wszystkie zabiegi w celu zmylenia odbiorcy - zakładając, że autor i jego podmiot liryczny to dwie różne osoby. dlatego też dobrodziejstwem w sieci jest taka możliwość, która pozwala na stworzenie fikcyjnego autora, z fikcyjną tożsamością - zobaczcie jaką frajdą jest poznawanie różnych odbiorów, które warunkuje dana tożsamość. np. publikując tekst jako kobieta jestem odbierana jako kobieta - siłą rzeczy, chcąc mieć inny odbiór zakładam maskę i tworzę nową tożsamość - i rzeczywiście, w tym momencie wreszcie mylenie peela z autorem okazuje się bzdurą, tymbardziej że literatura to także a może raczej fikcja, fantazja o lekkim zabarwieniu personalnym - jaka persona? ano taka jaką tworzymy--az
- Ale z drugiej strony, frajdą dla autora jest też możliwość wypowiedzenia się przy pomocy większego zbioru utworów, które tworzą wtedy swój własny kontekst. Coś za coś, można powiedzieć. Można też spróbować się zastanowić, które podejście ułatwia autorowi tworzenie wartościowych dzieł, a które utrudnia. Jak dotąd, znamy niewiele cenionych nowożytnych dzieł, powstałych przy zastosowamiu "tożsamości jednorazowego użytku". -- Azor
- sprawa stworzenia własnego kontekstu jest pracą na dłuższy dystans i na peweno nie warunkuje jej ani sieć, ani wirtualna tożsamość. jeśli przyjąć świat "wirtu", jako poligon doświadczalny - a tak to traktuję - to wszystkie drogi prowadzą do celu. całość, jeśli ma być całością należy do autora i jego pomysłu na tę całość. tu, w trakcie ćwiczeń, wszystkie chwyty są dozwolene, imho --az
- Ale z drugiej strony, frajdą dla autora jest też możliwość wypowiedzenia się przy pomocy większego zbioru utworów, które tworzą wtedy swój własny kontekst. Coś za coś, można powiedzieć. Można też spróbować się zastanowić, które podejście ułatwia autorowi tworzenie wartościowych dzieł, a które utrudnia. Jak dotąd, znamy niewiele cenionych nowożytnych dzieł, powstałych przy zastosowamiu "tożsamości jednorazowego użytku". -- Azor
- Możliwość, która pozwala na stworzenie fikcyjnego autora jest albo dobrodziejstwem, albo przekleństwem. To ostatnie w wypadku, gdy odbiór wierszy nowej tożsamości okaże się zupełnie negatywny. Wtedy powstaje zagwozdka : jak to się stało, że poprzednie były uznawane za dobre, jak to się dzieje, że te nie są. Zresztą zagwozdka powstanie i w sytuacji odwrotnej, bo pozytwyny odbiór wierszy będzie oznaczał, że o negatywnej ocenie przesądzały kwestie nie związane z poezją, co dla osoby zarządzającej tożsamościami, również nie będzie miłym przeżyciem. W każdym razie używanie wielu tożsamości zawsze wprowadza dysonans: w postrzeganiu nas przez innych, we własnym postrzeganiu siebie. Gdyby myśleć o serwisie idealnym, który pozwalałby na odcięcie się od reputacji autorów i również komentatorów, odcięcie peeli od autoró, musiałby to być serwis, gdzie każdy wpis byłby anonimowy, wyłącznie opatrzony datą, albo kolejnym numerem wpisu. -- M M
- zagwozdka? ależ negatywny odbiór wiersza pod nową tożsamością, tożsamością nieznaną to odbiór jedynie słuszny i właściwy - jeśli dany utwór na takie zasługuje co ma do tego tożsamość? taki odbiór przynajmniej pozbawiony jest osobistego nacechowania, które często dalekie jest od obiektywizmu - jeśli takowy w ogóle jest możliwy - ale przynajmniej bliżej prawdy. negatywne komentarze są potrzene, tak samo jak pozytywne.--azaz
- Powyższe, w odniesieniu do literatury zdefiniowanej jako fantazja o lekkim zabarwieniu personalnym, pewnie tak :) -- Pan Tik Tak
- A co dopiero, kiedy potraktujemy literówkę - o lekkim zabawieniu - jako znaczącą! :D -- Zając Poziomka
- a wtedy Zającu będziemy wreszcie w domu-:)--az
- A co dopiero, kiedy potraktujemy literówkę - o lekkim zabawieniu - jako znaczącą! :D -- Zając Poziomka
Co więcej, te negatywne (z mojego punktu widzenia) są bardziej wartościowe dla autora, bo i cóż po pochwale oprócz tego, że miło połechcze? Konstruktywny komentarz z wypunktowaniem uwag ma szczególną wartość dla usprawnienia warsztatu twórcy. -- Szary Mysz
- a skoro tak, to wracając do tematu tożsamości, czyż nie jest słusznym środkiem do celu poszukiwanie nowej i nowej, mając na uwadze długodystansową całość, która krystalizuje się już poza siecią?--az
- Tak, przy założeniu, że życie "w sieci" i "poza siecią" to dwie różne sprawy. To założenie jest wg mnie fałszywe. -- Miłosz B
- dlaczego fałszywe?--az
- A dlaczego prawdziwe? :) (ściślej: inne są szczegóły komunikacji bezpośredniej i zapośredniczonej, ale ogólne zasady psychologiczne nie są różne, bo komunikują się ci sami ludzie; można co najwyżej wskazać, w jaki sposób komunikacja zapośredniczona ułatwia powstawanie i narastanie konfliktów - jest to tzw. "Greater Internet Fuckwad Theory" [1]) -- Miłosz B
- dlaczego fałszywe?--az
- Tak, przy założeniu, że życie "w sieci" i "poza siecią" to dwie różne sprawy. To założenie jest wg mnie fałszywe. -- Miłosz B
Problem polega na tym, że w tzw. realu jesteśmy w stanie odróżnić rolę tej samej tożsamości, od tożsamości. Sieć pozwala na tworzenie zupełnie odrębnych tożsamości do danej roli. W realu każda rola wpływa na ogólną ocenę danej osoby, tym samym na jej reputację, w sieci każda rola, jako odrębna tożsamość sieciowa może miec zupełnie inną reputację. W sieci, rola i tożsamość mogą być jednym i tym samym. -- M M
- bazując na własnych doświadczeniach muszę stwierdzić, że świat wirtualny to świat równoległy i działamy w nim na podobnych zasadach, z tą jednak różnicą, że tu w sieci, wszysko dzieje się teraz,już - ta szybkość! tam trzeba czekać. w moim przypadku każda zmiana tożsamości dyktowana była i jest pewnym poszukiwaniem kolejnego ego i nie tyle ma służyć reputacji jako takiej, którą traktuję jako sprawę drugorzędną i tu i tam(!)ale kreowaniem myśli, które w obrębie jednej tożsamości znajdują swoje ograniczenie. a zatem wszelkie tzw. przebieranki traktuję jako poligon doświadczalny na własnej skórze, oczywiście w odniesieniu do tzw. twórczości, albowiem inne aspekty zamieszkiwania wirtualnej przestrzeni zajmują mnie w niewielkim stopniu-:)--az
Przenoszenie reputacji z jednego środowiska (społeczności) na inne
Zakładając, że znalazłby sie wydawca, który chciałby wydać moje utwory, nie miałbym nic przeciwko temu, a nawet byłbym ściśle za tym, aby wydał to pod jedną z dwóch etykiet przeze mnie używanych na zaznaczenie autorstwa, przy czym obie te etykiety są dosyć odległe od mojego prawdziwego imienia i nazwiska. Zależy mi po prostu na pewnym rozdzieleniu tych dwóch światów i budowaniu niezależnej reputacji dla obu. alx d
- A jednak nawet nawet na Lewisa Carrolla przychodzi chwila, kiedy staje twarzą w twarz z Charlesem Dodgsonem :) -- Miłosz B
- ano właśnie - "kiedyś"! - w tym "kiedyś" to już sobie można pozwolić na zdjęcie maski, nawet jeśli przyjdzie się wtedy zmierzyć, nie zawsze z tym, do czego wartoby się przyznawać, bo błędy są rzeczą ludzką; ale to "kiedyś" rozumiem, jako pewien punkt określający całość, a dopóki dzialalność literacka jest w fazie prób i błędów, a całość jest bardzo jeszcze odległa, a czasem wcale niewidoczna, wszelkie poszukiwania mają sens.--azaz
- Ano właśnie - w zdaniu powyżej nie ma słowa "kiedyś"; nie bez powodu ("kiedyś" = "teraz") ;) -- Miłosz B
- dla niego teraz, dla innych kiedyś, dla jeszcze innych nigdy -:) ale chodzi o to samo - o całość, która daje kiedyś/teraz (w zalezności od samorozeznania danej jednostki) taką możliwość, możliwość odsłonięcia się i analizy --az
- Ano właśnie - w zdaniu powyżej nie ma słowa "kiedyś"; nie bez powodu ("kiedyś" = "teraz") ;) -- Miłosz B
- ano właśnie - "kiedyś"! - w tym "kiedyś" to już sobie można pozwolić na zdjęcie maski, nawet jeśli przyjdzie się wtedy zmierzyć, nie zawsze z tym, do czego wartoby się przyznawać, bo błędy są rzeczą ludzką; ale to "kiedyś" rozumiem, jako pewien punkt określający całość, a dopóki dzialalność literacka jest w fazie prób i błędów, a całość jest bardzo jeszcze odległa, a czasem wcale niewidoczna, wszelkie poszukiwania mają sens.--azaz
Och, wiadomo przecież, że prędzej czy później się dowiedzą. Chodzi tylko o ustalenie, jakie jest pierwsze skojarzenie. alx d
- Czy chodzi Ci o uniknięcie "syndromu prof. Białkowskiego"? :) Jednak on, przy całym szacunku dla osiągnięć, nie byłby wybitnym poetą nawet inaczej podpisany, obawiam się. -- Miłosz B
A co to jest "syndrom prof. Białkowskiego"? (tzn. wiem kto zacz i znam kilka utworów, ale kariery krytyczno-literackiej recepcji dzieł nie śledziłem). alx d
- Też nie śledziłem, ale wyobrażam sobie, że twórczość "wybitnego fizyka teoretyka, pisującego wiersze" niejako na zasadzie odruchu odbierana jest inaczej niż te same utwory poety X. -- Miłosz B
Szczerze mówiąc, chodziło mi o drugą stronę. Gdyby przypadkiem okazało się, że ktoś przeczyta moje wiersze gdzieś "w polu", a potem spotkam go w kontekście profesjonalnym, to żeby uwaga, "A Iksiński, czytałem pana wiersze w Igrekowskości, są wspaniałe!" nie była pierwszym komentarzem, jaki usłyszę. To bardzo psuje poważne rozmowy techniczne. alx d
- No tak, sam nie mam tego problemu, fachowcy w mojej branży raczej trzymają się z dala od wierszy :) ale i tak zachowuję dyskrecję, żeby nie powodować dyskomfortu, że mają styczność z "an arty-farty queer cunt" (można coś złapać, albo co). -- Miłosz B
- No właśnie. Ostatnio próbowałem zapytać znajomego Japończyka, czy przypadkiem nie słyszał o rendze (słyszał, ale nie zna żadnego mistrza ceremonii). Potem poprosił mnie, żebym skomponował na poczekaniu haiku, bo jakżeby inaczej, to jak skomponowałem, to reszta stołu patrzyła się na mnie dziwnie. Ale oczywiście wieczorem, przy obiedzie to jest pewne, może nawet miłe, urozmaicenie, natomiast w pracy raczej przeszkadza. alx d
Odkąd w 1981 roku zacząłem pisać wiersze po angielsku, w każdym miejscu pracy swobodnie dzieliłem się z kolegami (obu płci) swoimi utworami. Nie miało to najmniejszego wpływu na sprawy zawodowe, zero (mówię minimum o kolejnych sześciu różnych firmach) -- {[(slf [zdr] Ty)] wlod}